Popatrz, jaka piękna katastrofa(?)

IMG_1492.JPG

Czy można napisać obiektywną relację z wydarzenia, którego było się organizatorem? Wydarzenia, w które włożyło się serce, któremu poświęciło się mnóstwo swojego wolnego czasu, które na kilka miesięcy stało się życiowym celem, złodziejem wolnego czasu, a czasem nawet kulą u nogi? Pewnie nie. Ale dopiero na końcu tego tekstu przekonamy się, czy to wada, czy zaleta.

Możecie tylko domyślać się, jakie panowały nastroje w sztabie organizacyjnym wydarzenia, które miało być wielką grą terenową na dwu-, a nawet trzycyfrową liczbę drużyn, gdy na tydzień przed dostaje informację, że jedna z pięciu (tak, pięciu!) zgłoszonych drużyn odwołuje swój udział. Możecie zastanawiać się, co czuli, gdy na dwadzieścia cztery godziny przed startem Biegu za oknem ulewa i burza trwały w najlepsze, a prognozy na następny dzień również nie były zbyt optymistyczne. Możecie również domyślać się tego, co działo się w ich głowach, gdy na kilkadziesiąt minut przed startem dwie kolejne drużyny zgłosiły, że również nie pojawią się na placu Andrzeja, stawiając sens całego przedsięwzięcia pod znakiem zapytania. Tak, tuż przed rozpoczęciem pierwszego w historii „Biegu na Blachę” wszystko wskazywało na to, że całe to zamieszanie okaże się wielką katastrofą.

Poranek 17. czerwca A.D. 2017 wyglądał tak, że gdy człowiek podnosząc głowę z poduszki zerkał przez okno, zamiast postawić swoją doczesność na nogach, z powrotem przykładał ucho tam, gdzie było wcześniej, nasłuchując, czy przypadkiem nie usłyszy lepszych informacji na temat poranka, który właśnie nastał. Jak się później miało okazać, atmosfera za oknem nie zmieniła się specjalnie do końca dnia. Wprost idealne warunki do przeprowadzenia gry terenowej…

Na krótko przed godziną 14:30 na linii startu pojawiła się pierwsza drużyna. Pięcioosobowy skład „Barbarzyńców” reprezentujący parafię św. Barbary z katowickiego Giszowca pojawił się, po czym zniknął na chwilę, która trwała tak długo, że baliśmy się, że już nie wrócą. W międzyczasie pojawiła się druga, zaledwie dwuosobowa drużyna. Chłopaki z „Purpurowej strzały” reprezentowali parafię Wniebowzięcia NMP w Kobiórze.

Linia startu została usytuowana pod murami aresztu śledczego przy ul. Mikołowskiej w Katowicach. W tym miejscu dokładnie 75 lat wcześniej ks. Franciszek Blachnicki doznał nawrócenia, w wyniku którego już nigdy później nie miał wątpliwości, kto jest Panem. Od tamtego momentu ks. Blachnicki oddał się na wyłączną służbę Bogu.

Po krótkich wypowiedziach dla mediów i przedstawieniu przez Mistrza Gry, Mateusza Klaję, idei wydarzenia, drużyna Mateusza Liszki i Tadeusza Brody przystąpiła do pierwszego zadania. Od początku podchodzili do zadań bardzo ambitnie, jednak deficyt kadrowy (pierwotnie mieli wystartować w Biegu w znacznie większym składzie) odbił się w ich przypadku na zdobytych punktach. Straty punktowe niwelowali jednak dzięki znacząco szybszemu pokonaniu odcinka od startu ostrego do mety. Drużyna z Kobióra na pokonanie trasy na terenie Parku Kościuszki potrzebowała pięćdziesiąt minut, podczas gdy reprezentantom Giszowca zajęło to ponad dziesięć minut więcej. Dodatkowo druga drużyna skracała sobie dystans zbaczając ze ścieżek i ścinając po trawie, za co otrzymali dwie kary po 45 sekund każda. W ostatecznym rachunku wyszło na to, że pomimo strat punktowych pierwszym w historii zwycięzcą „Biegu na Blachę” została dwuosobowa reprezentacja Kobióra.

Meta gry terenowej nie oznaczała jednak końca atrakcji. Po dotarciu na teren ośrodka profilaktyczno-szkoleniowego im. ks. Franciszka Blachnickiego na Brynowie nastąpiła chwila na regenerację przy kawie, herbacie, zimnych napojach, słodkich przekąskach i kiełbasie. O godzinie 18:00 uczestniczyliśmy wspólnie w parafialnej Mszy Świętej w kościele Matki Kościoła, Niepokalanej Jutrzenki Wolności. W homilii ks. proboszcz Marek Spyra zauważył, że Ewangelia tej niedzieli zawiera w sobie hasło obecnego roku duszpasterskiego, „Idźcie i głoście”. Postawił on także pytanie: skąd wiemy, że to co usłyszymy jest PRAWDĄ? Czy nie dajemy czasem czemuś wiary tylko dlatego, że darzymy sympatią osobę, która do nas mówi? Kaznodzieja zauważył także, że nie możemy iść i głosić, jeśli nie znamy Tego, o którym mamy mówić. A Jezusa poznaje się przez poznawanie Pisma Świętego. Nie musimy go umieć na pamięć, ale musimy mieć pojęcie o historii zbawienia i jej znaczeniu. Dlatego musimy poznawać Słowo Boże.

Po wspólnej Eucharystii udaliśmy się do Rotundy, by wysłuchać konferencji pana doktora Andrzeja Sznajdera, dyrektora katowickiego oddziału IPN. Pan dr Sznajder postanowił wyjść od tezy „Ks. Franciszek Blachnicki, przestępca – recydywista”. Streszczanie usłyszanej wypowiedzi wydaje się niemożliwe w już i tak przydługiej relacji. Warto zwrócić uwagę na kilka spostrzeżeń prelegenta. Po pierwsze, nieważne, w który punkt życia księdza Blachnickiego by nie spojrzeć, niemal zawsze był on w konflikcie z ówczesną władzą. Czy to za czasów okupacji, gdy wylądował w celi śmierci, czy to za czasów komunistycznych, gdy rządzącym nie podobała się jego działalność duszpasterska. Zawsze władza patrzyła na niego nieprzychylnym okiem. Niemal całe swoje życie zmagał się on z – jak to określił pan Andrzej Sznajder – aparatem niesprawiedliwości. Bardzo cenną wskazówką dla nas jest fakt, że ksiądz Blachnicki nigdy nie skarżył się na tę uciążliwość.

Konferencja była bardzo ciekawa, a po jej wysłuchaniu słuchacze chętnie zadawali pytania. Chyba najbardziej eksploatowany w ramach pytań wątek dotyczył działalności państwa Gontarczyków w Carlsbergu. Pan Andrzej Sznajder w bardzo szczegółowych wypowiedziach opisywał to, co wiadomo na ten temat, oraz opisał wnioski ze śledztwa przeprowadzonego w tej sprawie. Zwrócił uwagę, że śledczy przesłuchali wszystkie możliwe osoby i przeprowadzili szczegółowy proces, w wyniku którego stwierdzono, że nie ma podstaw do podejrzewania, że państwo Gontarczykowie otruli ojca Franciszka. Dodatkowo warto wiedzieć, że pod koniec życia ks. Blachnicki chorował na cukrzycę i miał amputowany palec u nogi ze względu na ranę, która nie chciała się goić. W ramach śledztwa przesłuchano także lekarza, który pod koniec życia opiekował się księdzem Franciszkiem Blachnickim i stwierdził jego zgon. Potwierdził on, że prawdopodobną przyczyną śmierci księdza Blachnickiego były powikłania chorobowe.

Po konferencji przez ok. pół godziny śpiewaliśmy wspólnie pieśni oazowe. Od tych, które pamiętają księdza Blachnickiego, jak „Zwiastunom z gór”, przez „Barkę”, „Jezus Chrystus jest moim Zbawieniem”, „Ciągle zaczynam od nowa”, „Jezus, Najwyższe Imię” aż po „Uczniowie Pana”.

Ta krótka podróż przez muzyczną historię oaz poprzedziła ogłoszenie wyników. Nagrody ufundowali nasi sponsorzy, Urząd Miasta Katowice i katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej. Po ich rozdaniu wspólnie stanęliśmy do Apelu Jasnogórskiego, którym zakończyliśmy pierwszy w historii „Bieg na Blachę”.

Dla niektórych mogła to być katastrofa. Miało być wielkie przedsięwzięcie, a było kameralnie. Miało być słońce, piknik na trawie, a była mżawka i wiatr. Ale gdy w sercu jest pragnienie spotkania z drugim człowiekiem, to pogoda nie jest istotna. O to, czy sobotnie czerwcowe przedpołudnie 17. czerwca było sukcesem trzeba zapytać tych, którzy stanęli wtedy na starcie. My mamy nadzieję, że trud, który włożyliśmy w przygotowanie nie poszedł na marne. Oraz że gdy w przyszłości będziemy chcieli powtórzyć to wydarzenie, to ci, którzy wczoraj byli najwytrwalsi, powiedzą znajomym: „Chodźcie, nawet nie wiecie jak fajnie było ostatnio!”.

Galerie zdjęć:

Trasa “Purpurowej strzały” i  “gala finałowa”

Trasa “Barabarzyńców”

Maj 2024

9 maj

Cały dzień
Rozpoczęcie Dni Modlitw do Ducha Świętego w intencji OŻK

11 maj

Cały dzień
29. Międzynarodowe Spotkanie Ruchu Światło-Życie „Parresia” Online
Krąg Diecezjalny – wybory nowej pary diecezjalnej